Słowem wstępu
Tym razem
będzie o pisarzu, który zajmuje w moim sercu (tak, to właściwe określenie) szczególne miejsce. To automatycznie oznacza, że w
dalszej części wpisu znajdzie się spora dawka fangirlizmu, wyrazów uwielbienia
i różnych innych westchnień. Tylko dla czytelników o mocnych nerwach.
źródło: http://www.odaha.com |
Jo Nesbø jest twórcą, od którego na dobre
zaczęła się moja przygoda z literaturą skandynawską. Wcześniej miałam oczywiście
jakieś doświadczenia z Sagą o Ludziach
Lodu (kto nie miał) i innymi mniej znanymi cyklami, jednak podejrzewam, że
gdybym pewnego dnia nie zauważyła na bibliotecznej półce książki o zagadkowym
tytule Trzeci Klucz, jako czytelnik
poszłabym zupełnie inną drogą. To właśnie Trylogia
z Oslo, choć czytana trochę nie po kolei, bo od środka, pobudziła mój
apetyt. Dziś w zasadzie gatunek nie ma dla mnie znaczenia, byle nazwisko autora
sugerowało pochodzenie z północy Europy, a opis zachęcał do zapoznania się z
dziełem.
To chyba
normalne, że gdy w całym gąszczu pisarzy, którzy mieli to szczęście, że ktoś
wydał ich książki, natrafimy w końcu na kogoś, kogo styl pisania nas zadziwia,
fabuła książek powala, a postaci wydają się żyć własnym życiem (jakby co
ostrzegałam, że fangirlizmu będzie sporo), kogoś kogo – jako twórcę – możemy
nazwać wzorem do naśladowania, chcemy dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Jak
zaczynał? Skąd wzięła się jego miłość do pisania? Co go inspiruje? Śledząc jego biografię pozbieraną z
wszelkiej maści artykułów, wywiadów i recenzji, doszłam do wniosku, że oto mam
przed sobą twórcę niezwykłego.
Ale zacznijmy
od początku.
Człowiek renesansu
źródło: http://www.kryminaly.net.pl |
Jo Nesbø przyszedł na świat – według wszelkich dostępnych mi danych -
29 marca 1960 roku w Oslo. Książki były obecne w jego życiu w zasadzie od
początku za sprawą matki, bibliotekarki. O karierze pisarza myślał podobno, od
kiedy skończył dziesięć lat. Jednak zanim dał się poznać światowej publiczności
jako autor kryminałów o komisarzu Harrym Hole, jego kariera wiodła bardzo
krętymi ścieżkami. Po drodze zdarzyło się też kilka ślepych uliczek. Jeszcze
jako siedemnastolatek bardzo poważnie myślał o… zostaniu piłkarzem. Grał
wówczas w drużynie Molde FK. Pojawiły się także nadzieje na transfer do Tottenhamu Hotspur, jednak marzenia o grze w angielskiej Premier League
przerwała ciężka kontuzja (zerwane więzadła krzyżowe w kolanach). Uzyskane
dotychczas oceny nie dawały mu szans na podjęcie nauki w dobrej uczelni,
dlatego zaciągnął się na dwa lata do wojska. W tym czasie nadrobił braki w
wiedzy. Ukończył ekonomię i rozpoczął pracę jako analityk finansowy. Pracę
łączył z występami w zespole Di Derre, który – choć jego początki związane są z
amatorską grą dla przyjemności (muzycy uważali, że są tak marni, iż występując w miejscowym klubie, co tydzień zmieniali nazwę, żeby
ludzie przychodzili na koncerty) zyskał międzynarodową popularność. Zespół ma w
swoim dorobku aż cztery płyty. Nesbø dał się tam poznać jako wokalista i autor
tekstów. Ma w swoim dorobku także płytę solową.
Autor przez
dość długi czas dzielił swój czas pomiędzy pracę maklera i koncerty. Być może
byłoby tak po dziś dzień, ale pewnego razu w samolocie w jego umyśle zrodził
się Harry Hole.
Policjant (nie)doskonały
Ciężko
jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kim właściwie jest Harry Hole. Wiemy na
pewno, że imię zawdzięcza piłkarskiemu idolowi pisarza z dzieciństwa. Poza tym
idealnie odpowiada portretowi stereotypowego gliny ze skandynawskich
kryminałów.
Zwykle mówi
się, że problemy chodzą po ludziach. Po przeczytaniu prawie wszystkich (z
wyjątkiem debiutanckiego Człowieka - Nietoperza) części cyklu mogę śmiało stwierdzić, że po Harrym wręcz
biegają, taranując biedaka, gdy tylko nadaje się ku temu okazja. Jego życie
osobiste (w przeważającej części) przypomina katastrofę. Ma problemy z
alkoholem, średnio raz w każdym tomie upija się do nieprzytomności. Jest
brzydki (podobno podobny do Bruce’a Willisa). Porzuciła go ukochana kobieta. Jego
mieszkanie umeblowane jest sprzętami kupionymi w magazynie Armii Zbawienia (co
nie przeszkadza złodziejom włamywać się do niego)… Wymieniać można by długo.
źródło: http://images.smh.com. |
Pomimo
wszelkich przeciwności losu (a może właśnie z ich powodów) nigdy nie traci
wisielczego poczucia humoru ani uroku osobistego. Poza tym pozostaje wierny własnemu kodeksowi postępowania. Jest wręcz
niezwykły w swojej zwykłości. Od innych, na pozór podobnych, bohaterów odróżnia
go prawdziwość, bogate życie emocjonalne, którym spokojnie można obdzielić
jeszcze jednego faceta i żaden z nich nie wydawałby się papierowy. Pisarz
zadbał o to, by wyposażyć go w ciekawą przeszłość, a także poinformować
czytelnika o jego muzycznych i filmowych preferencjach. Wszystko to sprawia, że
postać zaczyna żyć w umyśle czytelnika własnym życiem. Harry’ego ubóstwa się
pomimo jego wad, a może właśnie za nie. Jego świat jest mroczny, pełen
szarości, okropieństw z jakimi styka się każdy policjant, ale on - mimo
wszystko – nadal posiada wiarę w ludzi, czasem graniczącą wręcz z naiwnością.
Kiedy trzeba
potrafi brutalnymi metodami wycisnąć zeznanie albo nagiąć przepisy w inny sposób. Z drugiej strony, można na nim polegać, ma wiele współczucia dla
skrzywdzonych przez los, jest odważny i nie boi się mówić tego, co myśli. Poza tym lubi dzieci. Z pewnością jest postacią
ciekawą, pełną specyficznego magnetyzmu. Taką, której można współczuć,
kibicować, ale także roześmiać się, kiedy opowie celny dowcip. I – co
najważniejsze – zostaje z czytelnikiem jeszcze długo po skończonej lekturze.
Podróż do Hollywood
żródło http://p.alejka.pl |
Informacje o
planach ekranizacji Pierwszego śniegu
pojawiły się dość dawno. Oczywiście, jak to zwykle bywa, najpierw światło
dzienne ujrzał cały szereg spekulacji dotyczących reżysera, który miałby podjąć
się tego zadania. Na samym początku wskazywano na braci Coen. W grudniu do
Internetu przeniknęła wiadomość, iż szczęśliwcem został Martin Scorsese. Wybór
– moim zdaniem - całkiem niezły. Reżyser co prawda nie znajduje się w moim
prywatnym panteoniku ulubionych twórców kina, ale po obejrzeniu całkiem udanej Wyspy tajemnic jestem dobrej myśli. Oczywiście
kluczem do sukcesu wydaje się wybór aktora, który zagra głównego bohatera. Mnie
na chwilę obecną nie przychodzi nikt do głowy. Pozostaje tylko wierzyć w
intuicję twórców.
Poprzednia i
zarazem pierwsza ekranizacja prozy Nesbø, Łowcy głów zrobiła w Norwegii furorę,
zastając okrzykniętą najlepszym filmem norweskim wszech czasów. Autor przekazał cały
dochód ze sprzedaży praw autorskich na konto swojej fundacji (Fundacji Harry'ego
Hole) zajmującej się walką z analfabetyzmem w krajach trzeciego świata.
Zamiast zakończenia
Lektura
książek Jo Nesbø przypomina spacer po labiryncie Minotaura. Tylko – jak na
złość – próżno szukać tam uczynnej Ariadny, która poprowadzi czytelnika przez
sieć faktów, śladów i tropów. Jest dokładnie na odwrót. Proza norweskiego mistrza gatunku
naszpikowana jest ślepymi uliczkami i pułapkami. Tak naprawdę nie można ufać
żadnemu z bohaterów (no może poza Harrym), gdyż często okazują się kimś innym
niż osoby, za które się podawali. A gdzieś za tym wszystkim kryje się pisarz,
który gra czytelnikowi na nosie, dostarczając kolejne poszlaki, które stopniowo
coraz bardziej mieszają mu w głowie. W skrajnej postaci doprowadza to do tego,
że zaczynamy podejrzewać o zbrodnię biednego specjalistę od pozbywania się grzyba
z mieszkania.
Potencjalnych
„winnych” jest zwykle kilku, a zgromadzone przez czytelnika „dowody” wystarczą,
by spokojnie skazać każdego z nich. Jednak do ostatecznego wyjaśnienia sprawy
musimy czekać do końca, czyli do momentu, w którym Nesbø zdecyduje się odkryć
wszystkie karty. Wcześniej możemy zdawać się na własną intuicję, strzelać,
robić wyliczanki, ale i tak nie mamy pewności, że obstawiamy właściwie. Nawet
pierwsze prawo Harry'ego Hole, mówiące o tym, że winnym zwykle jest mąż, nie daje
dostatecznej gwarancji.
Plakat do filmu Łowcy głów |
Bohaterowie,
nawet ci epizodyczni, których najprawdopodobniej nie ujrzymy już na kartach
powieści, są ludźmi, a nie tylko koniecznym, potraktowanym po macoszemu
dodatkiem do fabuły. Każdy z nich posiada przeszłość, bagaż doświadczeń, który go
ukształtował i dzięki któremu możemy wyrokować jak się zachowają.
Po takiej
dawce zachwytów pewnie już nikogo nie zdziwi, że jeśli chodzi o pisanie
książek, Nesbø przypomina w pewnym sensie mitycznego Króla Midasa. Wszystko, co
wydaje (przynajmniej w jego rodzinnej Norwegii), staje się bestsellerem,
zgarniając przy okazji kilka nagród. Jak widać pisarz, kasując cały pierwotny
tekst swojej debiutanckiej powieść Człowiek - Nietoperz (po to by napisać ją od nowa i lepiej), postąpił słusznie.
Dziś ma w
swoim dorobku także prozę dziecięcą. Książka Doktor Proktor i Proszek Pierdzioszek trafiła już na polski rynek
(oczywiście we wspaniałym przekładzie pani Iwony Zimnickiej), a ja, mająca
dzieciństwo dawno za sobą, chcę się z nią zapoznać.
źródło: http://esensja.pl |
Teraz z półki
uśmiechają się do mnie Łowcy głów i Karaluchy. Czekam też z niecierpliwością
na sposobność zapoznania się z Człowiekiem - Nietoperzem. To nic, że akcja dzieje się w Australii, która – w porównaniu
z Norwegią – wydaje mi się nieciekawym miejscem. Pisarz lubi okazyjnie wysyłać
swojego czołowego bohatera w różne miejsca (także do Bangkoku, Konga czy
Ameryki Południowej) i dotychczas mnie jeszcze mnie nie zawiódł. Bo jego
książki to coś więcej niż tylko zwykłe powieści kryminalno-sensacyjne. To
przede wszystkich historie o ludziach, o tym co ich motywuje, dręczy i
przeraża, o ich żądzach, złudzeniach, brutalnych powrotach do rzeczywistości i
o radzeniu sobie w sytuacjach, kiedy niebo wali nam się na głowę.
Sam Nesbø
także nie próżnuje, więc należy oczekiwać, że wkrótce ponownie spotkamy się z
naszym drogim Harrym przy okazji kolejnego śledztwa. Kolejna część cyklu
planowana jest w Polsce na czerwiec tego roku i nosi zagadkowy tytuł Upiory.
Książki wydane w Polsce (z wygodnictwa i braku lepszego
źródła zbiorczego: http://pl.wikipedia.org/wiki/Jo_Nesbø
):
- 1997 – Flaggermusmannen (Człowiek-nietoperz, przekł. Iwona Zimnicka, Otwock 2005)
- 1998 – Kakerlakkene ( Karaluchy, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2011)
- 2000 – Rødstrupe (Czerwone gardło, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2006)
- 2002 – Sorgenfri (Trzeci klucz, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2007)
- 2003 – Marekors (Pentagram, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2007)
- 2005 – Frelseren (Wybawiciel, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2009)
- 2007 – Snømannen (Pierwszy śnieg, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2010)
- 2007 - Doktor Proktors prompepulver (książka dla dzieci; pol. wydanie Doktor Proktor i proszek pierdzioszek, przekł. I. Zimnicka, Warszawa 2011)
- 2008 - Hodejegerne (Łowcy głów, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2011)
- 2009 - Panserhjerte (Pancerne serce, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2010)
Wpis powstał w oparciu o takie ciekawe źródła jak:
- http://jonesbo.pl/
- http://www.portalkryminalny.pl/content/view/158/35/
- http://www.kryminal.ubf.pl/readarticle.php?article_id=280
- http://www.portalkryminalny.pl/content/view/2193/26/
- http://www.dziennik-literacki.pl/wywiady/16,Naprawde-kocham-Oslo--wywiad-z-Jo-Nesbo
- http://oto.m.onet.pl/kultura/5017105,detal.html
Ale tego nie trzeba, mam nadzieję, czytać jakoś szaleńczo po kolei? U mnie w bibliotece jest wszystko poza tym "Doktorem Proktorem" i "Człowiekiem Nietoperzem", tylko że tak chodzą, że na półce stały dwie knigi, jak wstąpiłam coś wypożyczyć. No to wzięłam "Pierwszy śnieg", bo był pierwszy z brzegu... Da radę tak, czy jednak polować na pierwszą część?
OdpowiedzUsuńMożna czytać po kolei, bo chociaż każda część opowiada o czymś innym, to jednak czasem autor coś wspomni o poprzednich częściach (w "Pierwszym śniegu" jest powiedziane, kto zabijał w "Człowieku nietoperzu") albo Harry coś sobie wspomina, a dzieje się całkiem sporo. Ale myślę, że jak zaczniesz od środka, to sobie krzywdy nie zrobisz. Tylko "Trylogię z Oslo" lepiej czytać w kolejności.
OdpowiedzUsuń