Etykiety

czwartek, 5 kwietnia 2012

Nad Jo Nesbø zachwytów kilka (a może kilkanaście)

Słowem wstępu


Tym razem będzie o pisarzu, który zajmuje w moim sercu (tak, to właściwe określenie) szczególne miejsce. To automatycznie oznacza, że w dalszej części wpisu znajdzie się spora dawka fangirlizmu, wyrazów uwielbienia i różnych innych westchnień. Tylko dla czytelników o mocnych nerwach.

źródło:
http://www.odaha.com
Jo Nesbø jest twórcą, od którego na dobre zaczęła się moja przygoda z literaturą skandynawską. Wcześniej miałam oczywiście jakieś doświadczenia z Sagą o Ludziach Lodu (kto nie miał) i innymi mniej znanymi cyklami, jednak podejrzewam, że gdybym pewnego dnia nie zauważyła na bibliotecznej półce książki o zagadkowym tytule Trzeci Klucz, jako czytelnik poszłabym zupełnie inną drogą. To właśnie Trylogia z Oslo, choć czytana trochę nie po kolei, bo od środka, pobudziła mój apetyt. Dziś w zasadzie gatunek nie ma dla mnie znaczenia, byle nazwisko autora sugerowało pochodzenie z północy Europy, a opis zachęcał do zapoznania się z dziełem.
To chyba normalne, że gdy w całym gąszczu pisarzy, którzy mieli to szczęście, że ktoś wydał ich książki, natrafimy w końcu na kogoś, kogo styl pisania nas zadziwia, fabuła książek powala, a postaci wydają się żyć własnym życiem (jakby co ostrzegałam, że fangirlizmu będzie sporo), kogoś kogo – jako twórcę – możemy nazwać wzorem do naśladowania, chcemy dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Jak zaczynał? Skąd wzięła się jego miłość do pisania? Co go inspiruje? Śledząc jego biografię pozbieraną z wszelkiej maści artykułów, wywiadów i recenzji, doszłam do wniosku, że oto mam przed sobą twórcę niezwykłego.
Ale zacznijmy od początku.

Człowiek renesansu


źródło:
http://www.kryminaly.net.pl
Jo Nesbø przyszedł na świat – według wszelkich dostępnych mi danych - 29 marca 1960 roku w Oslo. Książki były obecne w jego życiu w zasadzie od początku za sprawą matki, bibliotekarki. O karierze pisarza myślał podobno, od kiedy skończył dziesięć lat. Jednak zanim dał się poznać światowej publiczności jako autor kryminałów o komisarzu Harrym Hole, jego kariera wiodła bardzo krętymi ścieżkami. Po drodze zdarzyło się też kilka ślepych uliczek. Jeszcze jako siedemnastolatek bardzo poważnie myślał o… zostaniu piłkarzem. Grał wówczas w drużynie Molde FK. Pojawiły się także nadzieje na transfer do Tottenhamu Hotspur, jednak marzenia o grze w angielskiej Premier League przerwała ciężka kontuzja (zerwane więzadła krzyżowe w kolanach). Uzyskane dotychczas oceny nie dawały mu szans na podjęcie nauki w dobrej uczelni, dlatego zaciągnął się na dwa lata do wojska. W tym czasie nadrobił braki w wiedzy. Ukończył ekonomię i rozpoczął pracę jako analityk finansowy. Pracę łączył z występami w zespole Di Derre, który – choć jego początki związane są z amatorską grą dla przyjemności (muzycy uważali, że są tak marni, iż występując w miejscowym klubie, co tydzień zmieniali nazwę, żeby ludzie przychodzili na koncerty) zyskał międzynarodową popularność. Zespół ma w swoim dorobku aż cztery płyty. Nesbø dał się tam poznać jako wokalista i autor tekstów. Ma w swoim dorobku także płytę solową.
Autor przez dość długi czas dzielił swój czas pomiędzy pracę maklera i koncerty. Być może byłoby tak po dziś dzień, ale pewnego razu w samolocie w jego umyśle zrodził się Harry Hole.



Policjant (nie)doskonały


Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kim właściwie jest Harry Hole. Wiemy na pewno, że imię zawdzięcza piłkarskiemu idolowi pisarza z dzieciństwa. Poza tym idealnie odpowiada portretowi stereotypowego gliny ze skandynawskich kryminałów.
Zwykle mówi się, że problemy chodzą po ludziach. Po przeczytaniu prawie wszystkich (z wyjątkiem debiutanckiego Człowieka - Nietoperza) części cyklu mogę śmiało stwierdzić, że po Harrym wręcz biegają, taranując biedaka, gdy tylko nadaje się ku temu okazja. Jego życie osobiste (w przeważającej części) przypomina katastrofę. Ma problemy z alkoholem, średnio raz w każdym tomie upija się do nieprzytomności. Jest brzydki (podobno podobny do Bruce’a Willisa). Porzuciła go ukochana kobieta. Jego mieszkanie umeblowane jest sprzętami kupionymi w magazynie Armii Zbawienia (co nie przeszkadza złodziejom włamywać się do niego)… Wymieniać można by długo.
źródło:
http://images.smh.com.
Pomimo wszelkich przeciwności losu (a może właśnie z ich powodów) nigdy nie traci wisielczego poczucia humoru ani uroku osobistego. Poza tym pozostaje wierny własnemu kodeksowi postępowania. Jest wręcz niezwykły w swojej zwykłości. Od innych, na pozór podobnych, bohaterów odróżnia go prawdziwość, bogate życie emocjonalne, którym spokojnie można obdzielić jeszcze jednego faceta i żaden z nich nie wydawałby się papierowy. Pisarz zadbał o to, by wyposażyć go w ciekawą przeszłość, a także poinformować czytelnika o jego muzycznych i filmowych preferencjach. Wszystko to sprawia, że postać zaczyna żyć w umyśle czytelnika własnym życiem. Harry’ego ubóstwa się pomimo jego wad, a może właśnie za nie. Jego świat jest mroczny, pełen szarości, okropieństw z jakimi styka się każdy policjant, ale on - mimo wszystko – nadal posiada wiarę w ludzi, czasem graniczącą wręcz z naiwnością.
Kiedy trzeba potrafi brutalnymi metodami wycisnąć zeznanie albo nagiąć przepisy w inny sposób. Z drugiej strony, można na nim polegać, ma wiele współczucia dla skrzywdzonych przez los, jest odważny i nie boi się mówić tego, co myśli. Poza tym lubi dzieci. Z pewnością jest postacią ciekawą, pełną specyficznego magnetyzmu. Taką, której można współczuć, kibicować, ale także roześmiać się, kiedy opowie celny dowcip. I – co najważniejsze – zostaje z czytelnikiem jeszcze długo po skończonej lekturze.

Podróż do Hollywood


żródło
http://p.alejka.pl
Informacje o planach ekranizacji Pierwszego śniegu pojawiły się dość dawno. Oczywiście, jak to zwykle bywa, najpierw światło dzienne ujrzał cały szereg spekulacji dotyczących reżysera, który miałby podjąć się tego zadania. Na samym początku wskazywano na braci Coen. W grudniu do Internetu przeniknęła wiadomość, iż szczęśliwcem został Martin Scorsese. Wybór – moim zdaniem - całkiem niezły. Reżyser co prawda nie znajduje się w moim prywatnym panteoniku ulubionych twórców kina, ale po obejrzeniu całkiem udanej Wyspy tajemnic jestem dobrej myśli. Oczywiście kluczem do sukcesu wydaje się wybór aktora, który zagra głównego bohatera. Mnie na chwilę obecną nie przychodzi nikt do głowy. Pozostaje tylko wierzyć w intuicję twórców.
Poprzednia i zarazem pierwsza ekranizacja prozy Nesbø, Łowcy głów zrobiła w Norwegii furorę, zastając okrzykniętą najlepszym filmem norweskim wszech czasów. Autor przekazał cały dochód ze sprzedaży praw autorskich na konto swojej fundacji (Fundacji Harry'ego Hole) zajmującej się walką z analfabetyzmem w krajach trzeciego świata.

Zamiast zakończenia


Lektura książek Jo Nesbø przypomina spacer po labiryncie Minotaura. Tylko – jak na złość – próżno szukać tam uczynnej Ariadny, która poprowadzi czytelnika przez sieć faktów, śladów i tropów. Jest dokładnie na odwrót. Proza norweskiego mistrza gatunku naszpikowana jest ślepymi uliczkami i pułapkami. Tak naprawdę nie można ufać żadnemu z bohaterów (no może poza Harrym), gdyż często okazują się kimś innym niż osoby, za które się podawali. A gdzieś za tym wszystkim kryje się pisarz, który gra czytelnikowi na nosie, dostarczając kolejne poszlaki, które stopniowo coraz bardziej mieszają mu w głowie. W skrajnej postaci doprowadza to do tego, że zaczynamy podejrzewać o zbrodnię biednego specjalistę od pozbywania się grzyba z mieszkania.
Potencjalnych „winnych” jest zwykle kilku, a zgromadzone przez czytelnika „dowody” wystarczą, by spokojnie skazać każdego z nich. Jednak do ostatecznego wyjaśnienia sprawy musimy czekać do końca, czyli do momentu, w którym Nesbø zdecyduje się odkryć wszystkie karty. Wcześniej możemy zdawać się na własną intuicję, strzelać, robić wyliczanki, ale i tak nie mamy pewności, że obstawiamy właściwie. Nawet pierwsze prawo Harry'ego Hole, mówiące o tym, że winnym zwykle jest mąż, nie daje dostatecznej gwarancji.
Plakat do filmu
             Łowcy głów
Ale proza Nesbø to nie tylko misternie skonstruowane intrygi, które oplatają wyobraźnię, nie pozwalając się od nich oderwać i w konsekwencji uzależniając. Pisarz to także (a może przede wszystkim) wirtuoz słowa pisanego. Bawi się opisami, eksperymentuje, ale o tym lepiej przekonać się samemu. Przyznam, że początkowo podchodziłam z nieufnością do narracji pamiętnikarskiej w Łowcach głów, dziś wprost nie mogłam się oderwać od książki. Bo w wydaniu norweskiego autora dywagacje bohatera nad swoim wzrostem nie są tylko zwykłym wyrazem niedowartościowania, rozmowy kwalifikacyjne, to nie tylko zwykle dialogi, a… Łowcom głów poświęcę osobny wpis (zasłużyli na to z całą pewnością).
Bohaterowie, nawet ci epizodyczni, których najprawdopodobniej nie ujrzymy już na kartach powieści, są ludźmi, a nie tylko koniecznym, potraktowanym po macoszemu dodatkiem do fabuły. Każdy z nich posiada przeszłość, bagaż doświadczeń, który go ukształtował i dzięki któremu możemy wyrokować jak się zachowają.
Po takiej dawce zachwytów pewnie już nikogo nie zdziwi, że jeśli chodzi o pisanie książek, Nesbø przypomina w pewnym sensie mitycznego Króla Midasa. Wszystko, co wydaje (przynajmniej w jego rodzinnej Norwegii), staje się bestsellerem, zgarniając przy okazji kilka nagród. Jak widać pisarz, kasując cały pierwotny tekst swojej debiutanckiej powieść Człowiek - Nietoperz (po to by napisać ją od nowa i lepiej), postąpił słusznie.
Dziś ma w swoim dorobku także prozę dziecięcą. Książka Doktor Proktor i Proszek Pierdzioszek trafiła już na polski rynek (oczywiście we wspaniałym przekładzie pani Iwony Zimnickiej), a ja, mająca dzieciństwo dawno za sobą, chcę się z nią zapoznać.
źródło:
http://esensja.pl
Teraz z półki uśmiechają się do mnie Łowcy głów i Karaluchy. Czekam też z niecierpliwością na sposobność zapoznania się z Człowiekiem - Nietoperzem. To nic, że akcja dzieje się w Australii, która – w porównaniu z Norwegią – wydaje mi się nieciekawym miejscem. Pisarz lubi okazyjnie wysyłać swojego czołowego bohatera w różne miejsca (także do Bangkoku, Konga czy Ameryki Południowej) i dotychczas mnie jeszcze mnie nie zawiódł. Bo jego książki to coś więcej niż tylko zwykłe powieści kryminalno-sensacyjne. To przede wszystkich historie o ludziach, o tym co ich motywuje, dręczy i przeraża, o ich żądzach, złudzeniach, brutalnych powrotach do rzeczywistości i o radzeniu sobie w sytuacjach, kiedy niebo wali nam się na głowę.
Sam Nesbø także nie próżnuje, więc należy oczekiwać, że wkrótce ponownie spotkamy się z naszym drogim Harrym przy okazji kolejnego śledztwa. Kolejna część cyklu planowana jest w Polsce na czerwiec tego roku i nosi zagadkowy tytuł Upiory.


Książki wydane w Polsce (z wygodnictwa i braku lepszego źródła zbiorczego: http://pl.wikipedia.org/wiki/Jo_Nesbø ):
  • 1997Flaggermusmannen (Człowiek-nietoperz, przekł. Iwona Zimnicka, Otwock 2005)
  • 1998 Kakerlakkene ( Karaluchy, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2011)
  • 2000Rødstrupe (Czerwone gardło, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2006)
  • 2002Sorgenfri (Trzeci klucz, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2007)
  • 2003Marekors (Pentagram, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2007)
  • 2005Frelseren (Wybawiciel, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2009)
  • 2007Snømannen (Pierwszy śnieg, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2010)
  • 2007 - Doktor Proktors prompepulver (książka dla dzieci; pol. wydanie Doktor Proktor i proszek pierdzioszek, przekł. I. Zimnicka, Warszawa 2011)
  • 2008 - Hodejegerne (Łowcy głów, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2011)
  • 2009 - Panserhjerte (Pancerne serce, przekł. I. Zimnicka, Wrocław 2010)


Wpis powstał w oparciu o takie ciekawe źródła jak: 


2 komentarze:

  1. Ale tego nie trzeba, mam nadzieję, czytać jakoś szaleńczo po kolei? U mnie w bibliotece jest wszystko poza tym "Doktorem Proktorem" i "Człowiekiem Nietoperzem", tylko że tak chodzą, że na półce stały dwie knigi, jak wstąpiłam coś wypożyczyć. No to wzięłam "Pierwszy śnieg", bo był pierwszy z brzegu... Da radę tak, czy jednak polować na pierwszą część?

    OdpowiedzUsuń
  2. Można czytać po kolei, bo chociaż każda część opowiada o czymś innym, to jednak czasem autor coś wspomni o poprzednich częściach (w "Pierwszym śniegu" jest powiedziane, kto zabijał w "Człowieku nietoperzu") albo Harry coś sobie wspomina, a dzieje się całkiem sporo. Ale myślę, że jak zaczniesz od środka, to sobie krzywdy nie zrobisz. Tylko "Trylogię z Oslo" lepiej czytać w kolejności.

    OdpowiedzUsuń